Nowe wyzwania, nowe możliwości
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Czytany 317 razy
Rozmowa z Rafałem Ziarkowskim,
dyrektorem generalnym Merlo Polska
– Merlo Polska ma nowego Dyrektora Generalnego. Gratulujemy objęcia funkcji.
– Dziękuję.
– Pańska kariera zawodowa ma nieco nietypowy przebieg. Pierwszych osiem lat spędził Pan bowiem we Włoszech i Niemczech pracując w CNH oraz Iveco. Dlaczego zdecydował się Pan na kontynuację kariery w Polsce? Czy powodem była lepsza pozycja wyjściowa osiągnięta dzięki doświadczeniu zebranemu na Zachodzie?
– Zaraz po studiach wyjechałam za granicę, a uczelnię kończyłem jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Miałem niezwykłą okazję dołączenia do międzynarodowego programu menedżerskiego grupy Fiata, który otworzył przede mną możliwość pracy na bardzo odpowiedzialnych stanowiskach w kilku krajach, w różnych obszarach biznesowych. Od samego początku wiedziałem jednak, że nie będzie to trwała emigracja, a tylko zebranie doświadczeń, podpatrzenie, jak tam ludzie pracują, jak żyją, podszlifowanie języków, rozwój osobisty. Po ośmiu latach podjąłem decyzję o powrocie. Każdy, kto przeszedł podobną drogę, wie, że powrót do Polski bywa znacznie trudniejszy niż wyjazd. Nie jestem pewny, czy po powrocie w krótkim horyzoncie czasowym miałem lepszą czy gorszą pozycję wyjściową. Katarzyna Nosowska śpiewała kiedyś o byciu „zbyt szczecińską dla Warszawy i zbyt warszawską dla Szczecina”. Coś o tym wiem. Natomiast w dłuższej perspektywie oceniam, że moje doświadczenie nabyte za granicą dało mi bardzo wiele zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej.
– W Polsce piastował Pan znaczące funkcje menedżerskie u wiodących producentów maszyn budowlanych. Najpierw na Pańskiej zawodowej drodze znalazł się światowy gigant Caterpillar…
– Po powrocie do Polski dołączyłem do zespołu Bergerat Monnoyeur – wyłącznego dealera maszyn CAT w Polsce. Była to gigantyczna zmiana zawodowa. Nie tylko ze względu na powrót do kraju, ale też przejście z centrali dużego koncernu do pracy operacyjnej bezpośrednio z klientami i maszynami w ich codziennych zastosowaniach. Fantastyczny czas. Mnóstwo projektów realizowanych z Caterpillarem. Koordynowałem całą sprzedaż i marketing maszyn nowych w Polsce, zarządzanie magazynem, pricing, marketing produktowy i komunikacyjny. Nauczyłem się wtedy bardzo dużo. Była to szkoła życia, ale te pięć lat spędzonych w BM Polska wspominam bardzo dobrze.
– Kolejnym przystankiem na Pańskiej drodze zawodowej było Volvo Maszyny Budowlane Polska, gdzie pracował Pan jedenaście lat. Po tak długim czasie zdecydował się Pan na odejście i podjęcie nowego wyzwania. Zbiegło się to z przejściem na emeryturę Zbigniewa Medyńskiego dyrektora zarządzającego Volvo Maszyny Budowlane Polska, z którym tworzyliście zgrany tandem…
– To prawda, z prezesem Medyńskim spędziłem większość mojego czasu w Volvo. Kres naszej współpracy spowodowany był jego przejściem na emeryturę. Ja również czas w Volvo będę zawsze dobrze wspominał. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, udało mi się zbudować od zera świetny i zgrany zespół, z którym realizowaliśmy zakres działań rozciągający się od wdrożenia pilotażowego w Volvo systemu CRM-u wraz z konfiguratorem maszyn, przez zaprojektowanie i wdrożenie Centrum Obsługi Klienta, powołanie i prowadzenie Szkoły Mistrzów Volvo, prowadzenie przez lata Klubu Operatorów, zbudowanie w Skawinie profesjonalnego placu testowego z częścią eventową, organizację eventów na czele z „Na Poziomie 308”, po cały szereg działań marketingowych i szkoleniowych. Przez jedenaście lat naprawdę sporo dokonaliśmy. Jednak życie – również to zawodowe – to podróż i przyszedł czas ruszyć dalej, podjąć inne wyzwania, zmierzyć się z nowym zakresem odpowiedzialności. Nigdy nie lubiłem robić zbyt długo tego, co umiem robić dobrze. Zawsze wolałem zajmować się nowymi obszarami i teraz niezmiernie się cieszę i jestem bardzo wdzięczny Merlo za danie mi takiej szansy.
– Do tej pory pracował Pan w korporacjach i dla korporacji. Teraz przeszedł Pan do firmy która szczyci się swym rodzinnym charakterem.
– Rzeczywiście historia firmy jest niebywała. Amilcare Merlo w latach osiemdziesiątych de facto wymyślił ładowarkę teleskopową w formie, jaką znamy dziś – z ramieniem usytuowanym pomiędzy kabiną, a zamontowanym wzdłużnie silnikiem. Pierwsze Roto to także autorski projekt Merlo. Historia innowacji tej rodzinnej firmy zapiera dech w piersiach. Odwiedzenie fabryki Merlo w Cuneo we Włoszech to też niezapomniane przeżycie. Aż 92% komponentów maszyn produkowane jest na miejscu, dając tym samym niezależność w czasach zaburzonych łańcuchów dostaw, ale przede wszystkich stwarzając szanse bycia naprawdę innowacyjnym i odróżnienia się od konkurencji, która bazuje przecież na identycznych podzespołach dostarczanych przez tych samych producentów. Jestem stosunkowo krótko w tej firmie, ale to co widzę przede wszystkim to myślenie długofalowe – w odróżnieniu od koncentrowana się na krótkotrwałych celach firm bardziej korporacyjnych – i ciągłość strategii – w odróżnieniu od zmieniających się na szczycie menagerów z firm korporacyjnych – a choćby to wpływa bardzo pozytywnie na wszystkich związanych z firmą.
– Jakie zadania stawia Pan przed Merlo Polska? Co jest do zrobienia „na szybko” i w dłuższej perspektywie?
– Firma jest w bardzo stabilnej sytuacji. Mamy już ugruntowaną pozycję na polskim rynku dzięki budowanej przez lata profesjonalnej sieci dealerskiej. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale Merlo w wielu krajach Europy, na przykład w Niemczech, Skandynawii czy krajach Beneluksu jest liderem rynku ładowarek teleskopowych. W Polsce nie, głównie ze względu na późniejsze wejście na rynek w stosunku do konkurencji – ale można jeszcze wiele zrobić, żeby naszą pozycję stopniowo umacniać. Planujemy inwestycje, m.in. budowę nowej siedziby firmy, powiększenie zespołu – żeby jeszcze lepiej wspierać naszych dealerów. Chcemy umocnić naszą pozycję w branży budowlanej i przemysłowej. Chcemy sprawnie reagować na coraz szybciej zmieniające się otoczenie biznesowe. Oczywiście wszystkich planów nie mogę zdradzać.
– Jest Pan z wykształcenia doktorem nauk ekonomicznych. Czy realizacja planów nie będzie okupiona cięciem kosztów? Nie bez racji mówi się, że ekonomiści „podcinają skrzydła” realizującym projekty dbając o to, by ci nie wydawali zbyt dużo…
– Mam wykształcenie finansowe, ale także doświadczenie w wielu obszarach biznesu – w logistyce, planowaniu, sprzedaży, marketingu, w realizacji projektów rozwojowych…. Mam nadzieję, że pozwoli mi to na podejmowanie optymalnych decyzji w zakresie kosztów.
– Merlo ma się czym poszczycić jeżeli chodzi o skalę oferty. Czy każdy znajdzie w Merlo coś dla siebie? Na jakie obszary będzie Pan kładł szczególny nacisk w kwestii zwiększania udziałów w polskim rynku?
– Merlo ma bardzo bogatą ofertę produktową. Mamy maszyny dla rolnictwa , łącznie z serią Multi Farmer – maszynami, które są niejako połączeniem ładowarki teleskopowej z ciągnikiem. Mamy maszyny budowlane, z wyższym zasięgiem, do pracy z koszem, ładowarki obrotowe, maszyny o większym udźwigu do zastosowań przemysłowych. To prawda, że każdy znajdzie w Merlo coś dla siebie. Docieramy z ofertą do bardzo wielu branż. W Polsce sprzedajemy stosunkowo niewielką liczbę modeli dostępnych w aktualnej ofercie. Mam wrażenie, że szczególnie w budownictwie zastosowanie ładowarek teleskopowych w Polsce mogłoby być znacznie większe. Uważam, że potencjał zastosowań jest tu ogromny.
– W jakim kierunku podążać będzie Merlo, jeżeli chodzi o technikę napędową?
– Różne rodzaje napędu są odpowiednie do różnych zastosowań maszyn. Merlo już w 2014 roku wprowadziło ładowarkę z napędem hybrydowym, od 2021 mamy w ofercie w pełni elektryczny model eWorker. Merlo zawsze było i jest innowacyjną firmą. Ciągle szuka najlepszych rozwiązań dla naszych klientów. Nie zamykamy się na żadną opcję i jestem pewny, że w kwestii napędów nasza firma jeszcze zaskoczy.
– Serwis to niezwykle istotna kwestia. Czy Merlo Polska ma na tym polu coś do zrobienia?
– Już w tej chwili mamy dobrze działającą sieć prawie 30 dealerów, z których wielu ma więcej niż jeden oddział. Pokrycie serwisowe kraju jest dobre. Szczególnie w rolnictwie bliskość geograficzna oddziału serwisowego jest ogromnie ważna. Nasi klienci nie mają powodów do obaw zarówno, jeśli chodzi o dostępność serwisu, jak i komponentów oraz części zamiennych. Procesy logistyczne działają dobrze i na tle konkurencji nie mamy się czego wstydzić, a wręcz przeciwnie. Oczywiście zawsze jest coś do poprawy. Będziemy wspólnie z dealerami rozwijać gamę usług serwisowych, poprawiać poziom dostępności technicznej maszyn i optymalizować procesy dostaw części zamiennych. Dla dealerów aftersales to ważny element biznesu, a dla klientów i – w konsekwencji – dla Merlo, coś, co po prostu musi działać.
– Mieszkał Pan we Włoszech, włada Pan językiem włoskim i zna włoską mentalność. Czy miało to znaczenie przy podejmowaniu decyzji o związaniu się z Merlo?
– Oczywiście. Jestem miłośnikiem włoskiej kultury, kuchni, kawy, niesamowitej natury, jaką znaleźć można we Włoszech. Włosi pod pewnymi względami są bardzo podobni do Polaków, a pod innymi totalnie odmienni. Z tych różnic można bardzo wiele czerpać. Przynajmniej ja czerpię.
– Co jest dla Pana odskocznią od codziennych zajęć zawodowych? Czy ma Pan czas na życie rodzinne?
– Dążę do tego, by rodzina nie żyła moją pracą. Zdrowa równowaga między pracą zawodową, a życiem prywatnym jest bardzo ważna. Staram się ją zachowywać i pozwalać zachować ją innym. W wolnym czasie lubię sport, rower, narty, squash, muzykę. Bardzo lubię zieleń i naturę – z wiekiem człowiek coraz bardziej ją docenia.
– Proszę wymienić trzy rzeczy, które zabrałby Pan ze sobą na bezludną wyspę…
– Na prawdziwą bezludną wyspę zabrałbym pewnie coś, co pomogłoby mi przetrwać, coś do uzdatniania wody, a może po prostu łódź, żeby się z tej wyspy wydostać. Natomiast na metaforyczną bezludną wyspę zabrałbym płytę „Kind of Blue” Milesa Davisa, narty i piec do pizzy.
Rozmawiali: Jacek i Jan Barańscy